poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Titus Tommy Gunn - La Peneratica Svavolya


Doczekaliśmy się! Tomasz „Titus” Pukacki zarzekał się już od dawna i w końcu dopiął swego, wydał pierwszą płytę swego solowego projektu Titus Tommy Gunn. Piętnastego grudnia 2009 roku wyszła na światło dzienne „La Peneratica Svavolya” i zamiast wstrząsnąć światkiem metalowym w naszym mały kraju, album ten przeszedł bez większego echa. Powód jest bardzo prosty, debiut tego Poznaniaka jest strasznie słabym tworem zresztą, sami poczytajcie o faktach.
Titus Tommy Gunn to klasyczne trio, gdzie niekiedy bas bierze na siebie działkę drugiej gitary. A co do gitary, to na tym krążku usłyszymy wyczyny Tomasza “Lemmy'ego” Olszewskiego, znanego z Creation of Death. Do składu Titus dokooptował jeszcze niejakiego Vikinga, który zasiadł za garami.
„La Peneratica Svavolya” to połączenie heavy rockandrollowych zagrywek z klimatem Motorhead. I nie ma się co dziwić, to było do przewidzenia. Każdy chyba zna podejście Titusa do muzyki Lemmy'ego Kilmistera. Tylko niestety coś nie wyszło... Muzyka z tego albumu nie porywa. Ale lećmy dalej.
Wśród dziesięciu kompozycji znajdziemy jeden cover utworu Lizy Minnelli - „The Singer”. Jak ktoś nie zna tej piosenki w oryginale, to nic nie straci, ten kto zna, nic nie zyska. Tak samo jak z większością aranżacji tego krążka, tak samo i ta jest nieciekawa. Jedynym, który nadaje się do czegokolwiek, jest kawałek otwierający, czyli „The Bitch Is (Still) Dead”. Zaczyna się on odgłosami drumli, po nich wchodzi naprawdę ciężki riff i gdyby takich na tym wydawnictwie było więcej, to mogłoby być ono uratowane. Niestety... Drumle możemy usłyszeć jeszcze w jednym numerze, czwartym z kolei „Scarass”
To pierwsza z trzech płyt, jakie prawdopodobnie usłyszymy pod szyldem Titus Tommy Gunn. Miejmy nadzieje, że Titus do następnych swych tworów podejdzie z większą pasją, gdyż nie wystarczy być tylko krzykaczem „kwasożłópów”, by wydać muzykę, która miała by porywać tłumy. Na razie dostaliśmy kupę marności, która przepadnie w historii polskiej muzyki. Trochę szkoda...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz