środa, 10 października 2012

Arcana - Inner Pale Sun

Czy którekolwiek z Was śniło o muzyce? Muzyce stworzonej gdzieś poza naszym światem? O muzyce wszechświata? Muzyce nieba? Jaka ona była? Niektórzy z ziemskich muzyków starają się ją odtworzyć, powielić to, co kiedyś usłyszeli czy to we śnie, czy to w wizji na jawie. Jednym się to udało, chociaż tylko po części, inni nadal próbują, ale nic nigdy im z tego nie wyjdzie. Na czwartej płycie szwedzkiego projektu Petera Petterssona o nazwie Arcana możemy usłyszeć kilka dźwięków, które mogą, choć nie muszą, przybliżyć was do muzyki, która mogłaby powstać "gdzieś tam". "Inner Pale Sun", tak to nazywa się ten album, zawiera osiem utworów, tak jak do tej pory bywało, skomponowanych głównie na kotły, cymbały, różnego rodzaju smyczki, majestatyczne dźwięki klawiszy oraz na najcudowniejszy instrument na naszej wspaniałej planecie, czyli ludzki głos. A propos ludzkiego głosu, to na krążku tym usłyszycie po raz pierwszy w szeregach Arcana - Ann-Mari Thim. Zastąpiła ona Ide Bengtsson i muszę stwierdzić, że zrobiła to w udany sposób. Teraz coś o muzyce. Krążek zawiera cztery kompozycje, do których powstał tekst, ale słowa tylko trzech z nich zostały zamieszczone we wkładce, więc technicznie rzecz biorąc, pozostałe cztery powinny być instrumentalne. W praktyce wygląda to tak, że mistycznym dźwiękom powstałym w głowie Petera prawie zawsze towarzyszą wokale. Najczęściej jest to zawodzenie Ann-Mari, albo męski lub męsko-damski chór stworzony z wokali Petera i Ann gdzieś w tle utworu. Całość "Inner Pale Sun" jest dosyć równa, nie znajdziecie tu słabych punktów. Jednakże kilka momentów zasługuje na wyróżnienie. Otwierający album "My Cold Sea", dzięki rytmowi wybijanemu na kotłach może się kojarzyć z muzyką plemienną. Ale to tylko rytm, muzyka i wokale prowadzą nas w trochę inne klimaty. Kolejnym wyróżniającym się kawałkiem jest instrumentalny "Icons". W nim chór męski, cymbały i dźwięki dzwonów kościelnych roztaczają przed nami wizje krain średniowiecza. Ostatnim utworem wybijającym się nad resztą jest "Innocent Child". Mogłaby to być kompozycja Dead Can Dance, nawet wokale Petera stylizowane są na śpiew Brendana Perry. Czy to dobrze, czy źle, oceńcie sami. Peter Pettersson nigdy nie ukrywał swojego zamiłowania do DCD, co przecież słychać w jego muzyce. Jednak dla mnie Arcana pomimo wszystko nadal zostaje daleko w tyle za sławnym duetem, chodź w przeszłości myślałem inaczej. Po wnikliwym słuchaniu "Cantar de Procella" (największe dzieło Arcana), miałem wizje jak Arcana staje się równie dobrym zespołem, lecz gdzieś po drodze stracili na impecie. "Inner Pale Sun" to dobra płyta, pewnie dla niektórych z was bardzo dobra, ale niestety czegoś tu brakuje. Ciężko stwierdzić czego, tak samo jak ciężko byłoby odtworzyć muzykę z naszych wizji sennych. Aż ciśnie się na usta... tak blisko, a jednak tak daleko. Progressive-Bolt

Jarboe - Sacrificial Cake

Nigdy za bardzo nie lubiłem Swans. Mimo, że poznałem większość ich dyskografii, to jakoś ta muza nie przypadła do mojego gustu. Zaciekawił mnie za to wokal Jarboe, dlatego zapragnąłem poznać jej solowe dokonania. Sacrificial Cake to druga pozycja tej artystki, na jaką udało mi się trafić. Album ten to aż szesnaście kompozycji zamykających się w ponad godzinie muzyki, a każda z nich jest inna, choć wszystkie oscylują wokół post-punku i darkwave'u. Napisałem inne, gdyż jest to przede wszystkim muzyka eksperymentalna, wręcz awangardowa. Wszystko rozpoczyna jeden z moich ulubionych utworów tej płyty - "Lavender Girl". To mistyczna, płynąca niczym dym z kadzidła muzyka o pełnej gamie zapachów, kończąc oczywiście na lawendzie. Kolejny kawałek jest równie ciekawy, a zatytułowany jest tajemniczo - "Ode To V". Tak jak w pierwszym, tak i tutaj możecie doświadczyć mistycznego uniesienia, z niewielką nutką plemiennych rytmów. W nim oprócz szamańskiego zawodzenia, Jarboe recytuje nam tekst, który opowiada o pewnym rytuale, kobiecie i ... przekonajcie się sami. Trzecim kawałkiem, który zrobił na mnie wrażenie jest "Not Logical". Zaczyna się prawie, że industralowym rytmem, który po chwili zanika (choć będzie pojawiać się co jakiś czas przez całą długość utworu), a z ciszy wyłania się paraliż zagrany na klawiszach organ. Dochodzą do tego równie przeciągane dźwięki elektroniczne, które łączą się we wspólną całość. A Jarboe co jakiś czas wyśpiewuje "Open Your Mind" i recytuje słowa, na które każdy z nas powinien się otworzyć. Poza tymi trzema jest tu jeszcze kilka podobnych pozycji, pełnych mistycyzmu, tajemnicy i wyciszenia... Ale są tu też inne kawałki, które mogłyby się znaleźć na płytach Swans, jak np. "My Buried Child", "Yum-Yab" czy też "Surgical Saviour". Ten ostatni zaliczam do kawałków, które najmniej przypadły mi do gustu, a są to kompozycie najbardziej mroczne, prawie że zimne. Ale przecież to nic dziwnego, gdyż Swans, a przez to też i Jarboe, znani są przecież ze swego umiłowania do tzw. "zimnej fali". Oprócz ww. do tych najzimniejszych punktów płyty należą jeszcze "Tragic Seed", "Troll Lullaby" i kończący cały album utwór "Troll". W ten ostatni lepiej nie wkręcać się zbytnio, gdyż może przerazić. Kiedy pierwszy raz usłyszałem "Lavender Girl", pierwszy utwór tego krążka, pomyślałem, że będzie to cudna płyta, niestety... Sacrificial Cake to tak jakby przedłużenie zespołu Swans, tylko oczywiście bez wokali Michaela Gira. I chyba tylko tak należy patrzeć na to dzieło. Oczywiście czuć tu pewne małe eksperymenty, które mogłyby w przyszłości zmienić trochę strukturę tej muzyki i stać się czymś więcej, ale jak na razie to tylko próby. Jeżeli więc lubicie grupę Swans, to ta pozycja jest muzyczną lekturą dla was. Progressive-Bolt