czwartek, 20 września 2012

Agalloch - Ashes Against the Grain

Trzeci album Agalloch zaczyna się niczym wschód słońca nad zimnymi górami. Dźwięki gitar rozpływają się jak promienie słońca, mkną z szybkością światła przecinając chmury. Zagłębiają się w gałęzie drzew... W ten chłodny poranek twórcy Ashes Against the Grain zabierają nas w podróż, po swoich krainach marzeń, gdzie drzewa wyśpiewują ich pieśni, a wiatr roznosi je, aż na koniec czasu. Tak właśnie oczarował mnie Limbs, początek dzieła tego amerykańskiego bandu. Moim pierwszym kontaktem z tym zespołem była płyta The Mantle. Już wtedy zadziwiło mnie, że amerykański zespół gra tak jakby pochodził ze Skandynawii. To kapele z tamtych stron wplatały w swoją twórczość tak wielkie pokłady emocji i zimna. Agalloch widocznie uczył się od najlepszych, by stać się jednym z nich. Na Ashes... John Haughm i spółka poszli nieco dalej w swej ewolucji muzycznej w stosunku do poprzedniego longplaya. Gdzieś zniknęły, już i tak niewielkie, black metalowe wstawki słyszalne w The Mantle (nie wliczając skrzeczącego wokalu, który jest nadal). A folk, tak oczarowujący, tutaj jest ledwie wspomnieniem, lecz niesłychanie odczuwalnym. Osiem kompozycji składających się na ten album to w głównej mierze dark-post metal ubarwiony gdzieniegdzie akustycznymi wstawkami gitar, które przypominają nam przeszłość zespołu. Ale to nie wszystko... Do tej i tak juz urozmaiconej struktury Ashes... wkrada się wątek ambientu. Pojawia się on w dwóch numerach - This White Mountain on Which You Will Die - miniaturze, która jest zakończeniem Falling Snow, utworu gdzie post-metal jest daniem głównym, oraz w kończącym album Our Fortress Is Burning... III - The Grain, choć w nim ambient miesza się z noisem dając nam obraz niezwykle tajemniczy, niczym szum kosmosu. Perełką wśród dźwięków, które tu usłyszycie jest Fire Above, Ice Below, przypominający ich dokonania np. z płyty The Mantle. Dominują w nim czyste wokale, choć tak naprawdę to główną rolę odgrywa tu warstwa instrumentalna; tak jak na całej płycie, wokali nie jest zbyt dużo. Godnym uwagi jest też, uwieczniony dzięki pierwszemu teledyskowi grupy, Not Unlike the Waves. Oparty na niesamowicie wpadającym w ucho riffe i zawodzących wokalizach Johna staje się obok w/w utworu perfekcyjnym hołdem mrocznej sztuki Agalloch. Podsumowując Ashes Against the Grain jest kolejnym krokiem w nieprzerwanej ewolucji zespołu, a to co opisałem w kilku słowach to tylko wierzchołek eklektyzmu tej płyty. Miejmy nadzieje, że otwarte umysły słuchaczy Agalloch dostrzegą piękno w tych kompozycjach, szczególnie w długie jesienno-zimowe wieczory. Progressive-Bolt

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz