środa, 13 stycznia 2010

Moonspell – Irreligious


Niewiele jest płyt, które chciałoby się zabrać ze sobą w zaświaty. Z biegiem lat liczba takowych dla mnie malała. Teraz mogę policzyć je na palcach jednej dłoni, a cała reszta po prostu ginie w potoku czasu. Jednym z tych niewielu jest drugi album portugalskiej grupy Moonspell o tytule „Irreligious”.
Szczerze, to do opisania tego dzieła brak mi słów. Nigdy wcześniej ani nigdy później żadna płyta o klimacie gotyckim, lub pseudogotyckim nie zrobiła na mnie takiego wrażenia. Tak samo nigdy Moonspell nie nagrał już niczego dorównującego temu albumowi, choć się starali, szczególnie ostatnio, ale niestety, współcześnie postawili raczej na szybkość i brutalność.
O tym genialnym krążku można by napisać książkę... Zaczyna się „perwersyjnie” dźwiękami dzwonu i odgłosami wzdychania . Kiedy wchodzą klawisze i chóry atmosfera gęstnieje niczym w starożytnej świątyni. To dopiero intro, a już omotało mnie na całego. Następny numer atakuje melodyjnym riffem. „Opium” jest muzyczną pochwałą tego tytułowego narkotyku. Wystarczy raz przesłuchać, aby od razu poczuć dymno-narkotyczną zawiesinę.
Pierwsze pięć utworów są ze sobą połączone i szczerze to zawsze brałem je jako jeden cudownie klimatyczny kawałek. Oprócz intra i ww. „Opium” są to „Awake”, „For A Taste Of Eternity” i „Ruin & Misery”. Każdy z osobna świetny, razem nie do opisania.
Wymienię jeszcze parę perełek tego krążka, w sumie będą to trzy ostatnie kawałki. Pierwszy śmiertelnie poetyczny, niczym piekielna kołysanka – „Mephisto”. Drugi „Herr Spiegelmann” zaczynający się odgłosami z cyrku, by dosłownie po chwili przemienić się w jedną z erotyczno-romantycznych pieśni, jakie tutaj można usłyszeć. „Look Me in the eyes and drown...” I wszystko jasne… I tak doszedłem do ostatniej sztuki - „Full Moon Madness”. Wycie wilków, klimatyczne riffy, płynące klawisze, opowiadające historie z najczarniejszych marzeń, jakie mogły zagościć w umyśle człowieka – historie nieśmiertelności. Przeklętej nieśmiertelności …
Uczucia, jakie można doznać słuchając dźwięków „Irreligious, są nie do opisania. Sami to sprawdźcie jeżeli tylko chcecie i tego nie znacie. A może w przyszłości sami nie będziecie się mogli obejść bez niej tak jak i ja…

1 komentarz:

  1. zgadzam się :)to jedna z płyt, która ile razy do niej wracam robi na mnie niesamowite wrażenie i pozostawia mnie z przekonaniem że jest jedną z najlepszych jakich słuchałam

    OdpowiedzUsuń