niedziela, 17 stycznia 2010

Vesania – Firefrost Arcanum


Dobrze jest posłuchać czegoś polskiego, co ma wydźwięk światowy. Pomyśleć, że to nasze rodzime dźwięki, są znane gdzieś tam, daleko od naszych podwórzy. Takim podbijającym świat polskim zespołem jest Vesania. To niesamowite, że właśnie z tak czarnej muzy Polacy powinni być dumni. W 2003 roku wychodzi „Firefrost Arcanum” i otwiera im drogę na rynki zachodu i wschodu.
Pierwszy raz słuchając tego krążka doznałem szoku (pierwszy opisałem obszernie w pierwszym akapicie), drugi przez muzykę. Nikt nigdy w Polsce nie grał tak jak oni. To znaczy kiedyś Behemoth nagrał trochę okrojoną wersje drogi obranej przez Vesania, a był to album „Pandemonic Incantation”.
Symfoniczny black metal przedstawiony na Firefrost jest brutalnie chaotyczny. Takie słowa narzucają mi się jako pierwsze, by opisać tę muzę. Drugim spostrzeżeniem jest podobieństwo, lecz niewielkie do pierwszych płyt Emperor. To na razie tyle, by mniej więcej umieścić tę płytę na orbicie postrzegania.
Dziesięć kompozycji. W tym trzy niecało minutowe przerywniki i jedno prawie trzyminutowe intro/kawałek - „Path 4. Algorfocus Nefas”. Poza tymi czterema pozostaje ekstrema, chaos, brutalność, agresja, ale też symfonia i klimat.
Vesania stara się nasz zamęczyć długimi numerami, takimi jak „Path 6. Moonthrone. Dawn Broken.” i „Path 10. Dukedom Black Act I” - to ponad 9 minutowe, najdłuższe kawałki. Reszta jest niewiele krótsza. Ale to nie o długość chodzi... Jak zawsze liczy się jakość. I choć na Firefrost może nie wszystko jest tak poukładane jakbym tego chciał, to to, co słyszę bardzo mi odpowiada. Ich black spojrzenie na muzykę jest indywidualne, a przede wszystkim ciekawe – to się liczy naprawdę.
Paradoksalnie do tych dziewięciominutowych kolosów podoba mi się najkrótszy „Path 5. Marduke's Mazemerising”. Pewnie dlatego, że jest krótko, szybko i na temat. Poza tym wydaje mi się on najbardziej poukładanym do kupy kawałkiem, reszta zdaje się lekko rozlatywać.
Dodam jeszcze istotny minus tego wydawnictwa – wokal. Przebijający się przecież przez cały czas, ale jakoś nie współgrający z resztą. Gdzieś w pewnym momencie nagrywania czegoś albo zabrakło, albo świadomie tak zostawiono.
Mroźnyogień – pierwszy dumny krok. Udany w dodatku. Wystarczy popatrzeć, posłuchać Vesani teraz. Siła i bezkompromisowość. Oby ich droga była długa i obfita.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz