czwartek, 10 września 2009

Soulfallen - Grave New World


Często każdemu z nas zdarzy się natknąć na ciekawy album. Ja ostatnio wpadłem na „Grave New World” fińskiej grupy Soulfallen. Pomimo tego, że uważam go za interesujący, to nie zrobił on na mnie wrażenia na tyle wielkiego, bym słuchał go z wielką namiętnością. Stało się tak dlatego, że muzyka z tej płyty wcale nie jest za bardzo odkrywcza, choć można mylnie ją uważać za nowatorską.
Melodic symphonic death/black metal - tak bym to określił ich styl. Jak więc widzicie - ciekawe połączenie, a poza tym nie ma za dużo bandów, które by się czymś takim parały. Zagrywki czy to death, czy też black są tu typowe, usłyszeć je można prawie wszędzie i choć może się to podobać, to jednak nic nowego
Jednak i tu jest coś... Najciekawszą i tą najbardziej przykuwającą rzeczą w tej muzyce są klawisze, które robią fenomenalną atmosferę na całej płycie. Ciekawszą sprawą jest to, że Soulfallen nie posiadają klawiszowca. Całą robotę wykonał dla nich niejaki Hannu Honkonen z Noisework Productions i można powiedzieć, że to dzięki niemu ten album jest, jaki jest.
Ogólnie z dziewięciu numerów siedem z nich posiada 4 minuty z kawałkiem i są mniej więcej takie same. Agresja połączona z klimatem smutku, jak w doomie – ogólnie rzecz ujmując. Na tle wybija się kawałek „Devour”, dzięki ostremu riffowi, czyniącym ten song nieźle zadziornym. „This World is Bleeding Flies” ma wpadający w ucho refren, lecz najbardziej wybijają się dwie piosenki. Pierwsza z nich to otwierająca „A Hearse With No Name”. Zaczyna się klimatyczną wstawką na gitarę, skrzypce i wiolonczelę, by przeistoczyć się w podróż do wnętrza... Głównie za pomocą klawiszy, atmosfera tego jest jedyna w swoim rodzaju. Szczególnie przy refrenie... Drugim jest „We Are the Sand”. Ten przypomina mi przechadzkę po lesie. Jest piękno, dzikość, dziewiczość... Na nim gościnie zaśpiewał Lars Eikind, między innymi wokalista zespołu Winds. Jego czysty wokal w połączeniu z growlem Kai Leikola porusza do głębi...
Muszę przyznać, że jak na drugi album w sześcioletniej historii tego zespołu jest nieźle. Właściwie to nie wiem, co mi nie odpowiada w tych dźwiękach. Ale jest w nich coś takiego, co mnie po prostu nudzi. Ale tak czy inaczej, polecam ten krążek, gdyż jestem pewien, że niektórym z was będzie spędzał sen z powiek, oddacie mu wiele z czasu waszego życia. I chyba w rzeczywistości warto... Sam mu trochę oddałem...

3 komentarze:

  1. Łoooo, masz blogaska? Jak słitaśnie!!!!!


    :D

    OdpowiedzUsuń
  2. A tak:) i widzę często jak komentujesz moje rece ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo trafna recenzja, zgadzam się z Tobą całkowicie:) Owszem, płyta może nie zaskakuje niczym nowym, ale fani mroku z pewnością nie będą zawiedzeni. Trzeba się dziś przedrzeć przez mnóstwo gównianych wydawnictw, żeby znaleźć tak zajebiście przeciętną płytę;)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń