czwartek, 11 marca 2010

A Perfect Circle - Thirteenth Step


Zawsze dziwiło mnie, gdy porównywano A Perfect Circle i Toola. To dwa różne zespoły, choć posiadają tego samego wokalistę. To, jak odmienne są te dwie kapele stało się całkowicie jasne z chwilą, kiedy APC wypuścili swoją druga płytkę. Muszę wam się przyznać, że nie dawałem jej zbyt dużo szans, kiedy wychodziła parę lat temu. Jestem fanem ich pierwszej płyty, ale „Thirteenth Step” jakoś mnie odrzuciła. Teraz wiem, że gdybym wtedy poświęcił jej więcej czasu, byłoby inaczej. To piękna płyta! Odmienna od „Mer De Noms”, ale to wcale nie jest jej minus.
Wystarczy przesłuchać otwierający numer - „The Package”. Transowy i hipnotyczny, ale zarazem pełen energii i agresji, jak taniec ze śmiercią. Takiego A Perfect Circle nie znacie. Zespół dojrzał, już na drugiej płycie nagrał kawałki, które powinny przejść do historii alternatywnego rocka. Kolejnym, jeszcze lepszym tego przykładem, gdyż uważam go za arcydzieło tego zespołu, jest „The Noose”. Nigdy wcześniej, ani nigdy później nie nagrali takiego utworu. Wystarczy posłuchać tych dźwięków. To czysta harmonia... i to wystarczy...
Cały album porusza się gdzieś na granicy z rzeczywistością, jakby był marzeniem sennym. Nawet w tych szybszych momentach, których nie jest za mało. Ale tak czy inaczej te wolniejsze kawałki biorą tu górę. Tak jak w subtelnie zaczynającym się „Vanishing”. Umyślne ściszenie numeru na samym początku sprawia, że słucha się go jak odgłosu strumienia. On po prostu płynie...Ukłon w stronę pana Keenana. Wydaje mi się, że dopiero w tym zespole pokazuje, na co go stać.
Wspomniałem o szybszych momentach. Przykładem tych chwil jest „The Outsider”, młodszy brat „Judith” z Morza Imion. Ale jak wszystko na tej płycie jest on trochę bardziej ślamazarny. Drugim, mocniejszym uderzeniem tej płyty jest „Pet”. Ten chyba najbardziej przypomina wyczyny APC z pierwszej płyty. Łączy się on z kolejnym numerem „Lullaby”. Na nim i na „The Noose” użyczyła swego głosu szeroko znana Jarboe.
Wszędzie znajdzie się małe błędy w sztuce. Dla mnie na Trzynastu Krokach błędem jest „The Nurse Who Loved Me”, cover Failure. Nie wiem dlaczego, ale kojarzy mi się on z przesadnie piękną wizją, sielanką ociekającą cukrem. W pewien sposób pasuje do całości, ale raczej przez klimat niż muzykę. Krążek ten zamyka numer „Gravity”. Wspominam go tylko dlatego, że to na nim możemy usłyszeć piękną i utalentowaną Paz Lenchantin basistkę, która nagrała z nimi na tej płycie tylko ten kawałek.
Duet Howerdel/Keenan po raz kolejny stworzył coś pięknego. Trochę szkoda, że to był ostatni krążek („eMOTIVe” był coverowym albumem)z ich twórczością. Ale może nie powiedzieli jeszcze wszystkiego i kiedyś znów o nich usłyszymy. Miejmy taką nadzieję…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz