niedziela, 28 marca 2010

The Beatles - Rubber Soul


„Rubber Soul” to szósty krążek w dyskografii tego największego zespołu rockowego. Jednocześnie jest to przedostatni krążek przed erą studyjną zespołu. Został on wypuszczony na światło dzienne dokładnie 3 grudnia 1965 roku. Nagrania trwały cztery tygodnie, spieszono się, gdyż chciano wydać go przed gwiazdką.
Album ten jest pierwszym krokiem ku bardziej psychodelicznym brzmieniom. Na nim to po raz pierwszy George Harrison użył indyjskiego instrumentu o nazwie sitar. Poprosił go o to John Lennon, gdyż uważał, że w jego utworze „Norwegian Wood (This Bird Has Flown)” będzie on pasował. Ale to była dopiero druga kompozycja na tym wydawnictwie. Pierwszym numerem jest chyba każdemu znany „Drive My Car”. To jedna z piosenek napisana przez McCartneya.
Jednym z kroków ku przyszłym muzycznym eksploracjom był utwór „Nowhere Man”. To jedna z pierwszy kompozycji, które nie opowiadają już o miłości, jak to bywało wcześniej. Jej autorem jest John Lennon i jak sam przyznał po latach, jest to utwór o nim, o stanie jego psychiki w tamtym okresie.
No ale jeżeli pisze się cokolwiek o The Beatles to nie można zapomnieć o balladach. Na „Rubber Soul” mamy takie dwie. Pierwszą z nich jest kompozycja Paula „Michelle”, ale bardziej wyrazista jest ta druga o tytule po prostu „Girl”. Ciekawostką w niej jest długi, przeciągły wdech, który miałby symbolizować zaciągnięcie się dymem marihuany. Chyba nie muszę pisać, że w tamtych czasach czwórka z Liverpoolu paliła tony tego ziela.
Jedną z perełek tej płyty, na pewno dla Johna był „In My Life”. To sztuka opowiadająca o jego życiu, szczególnie koncentrującą się na jego dzieciństwie i śmierci jego przyjaciela Stuarta Sutcliffe. Sam Lennon po nagraniu tegoż przyznał, że wszystko co nagrał przed tym było do kitu.
Dwa z czternastu numerów zamieszonych na tym krążku jest autorstwa Georga Harrisona. George coraz bardziej dojrzewał jako kompozytor, przykładem tego jest świetna kompozycja „If I Needed Someone”.
Patrząc z perspektywy czasu na to dzieło, wydaje się ono słabsze w porównaniu do wcześniejszego albumu „Help!” czy też późniejszego „Revolver”. Charakterystycznym jego elementem jest gitara klasyczna, gdyż John częściej sięgał właśnie po nią w czasie nagrań. Poza tym jest to jeden z najsłabszych albumów McCartney'a. Jego „I'm Looking Through You”, czy też „Michelle” nie elektryzują tak bardzo jak by mogły. Ale to się miało zmienić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz