wtorek, 9 marca 2010

Rivendell - The Ancient Glory


W poszukiwaniu ciekawej muzyki zawędrowałem do Austrii. Stamtąd właśnie pochodzi zespół Rivendell. Nazwa znajoma, czyż nie? Pochodzi ona z książek J.R.R. Tolkiena, a jest to siedziba mistrza Elronda, na zachodnich zboczach Gór Mglistych.
Rivendell przewodzi jeden człowiek o pseudonimie Falagar, a muzykę, którą tworzy można nazwać Epic/black metalem, choć nie do końca, gdyż na „The Ancient Glory” gdzieniegdzie pojawiają się bardzo subtelne folkowe wstawki. Najczęściej mają one postać gitary akustycznej, męskich chórów, oraz fletu. I ten właśnie nieszczęsny flet jest według mnie największym minusem tego wydawnictwa. Słuchając go widzę obraz obierzyświatowych indiańskich kapel, które często można spotkać w granicach naszego kraju. Taki flet i epicki black metal nie zawsze bywają dobrymi kompanami. Tutaj jakoś to nie współgra.
Nie wiem, jak długo miałbym tego słuchać, by dostrzec coś naprawdę dobrego. Wszystko tu się strasznie ciągnie, nie ma w tym zbyt wiele energii. No chyba, że na tyle, by przesunąć balkonik o kolejne parę centymetrów …cholernie powoli. Drugim minusem jest klimat, przez ten nachalny flet nawet gdybym chciał, to nie potrafię wczuć się w atmosferę powieści tolkienowskich. Wiem, różni ludzie, różne potrzeby i pewnie Falagar ma inne wizje co do tych powieści ode mnie.
Jednak nawet tutaj znalazłem ciekawe momenty, a jednym z nich jest utwór „Durin's Halls”. Cholernie przypomina mi on dokonania szwedzkiej grupy Therion. Ten sam feeling, tylko oczywiście w black metalowej wersji. Ciekawym również może być kawałek „Theoden”, ale tu też doczepie się i powiem, że jest zbyt melodyjne. I jeszcze jeden moment, w numerze „Aragorn Son of Arathorn”. To najdłuższa i jednocześnie ostatnia sztuka na tym albumie. W nim podoba mi się tylko fragment, który zaczyna się po trzydziestu sekundach trzeciej minuty. Wtedy czuję w tym jakiś monumentalizm, jakąś siłę. Motyw ten pojawia się w nim jeszcze raz i kończy ten album.
Gerold Laimer, czyli Falagar będzie się musiał jeszcze sporo napracować, żeby dorównać swoim rodakom z Summoning, gdyż to właśnie oni są najwspanialszymi twórcami muzyki do twórczości Tolkiena. Jednak z drugiej strony to pierwsza płyta Summoning też była fatalna ... Z czystej ciekawości sięgnę po kolejne krążki Rivendell, może coś w nich jeszcze znajdę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz