niedziela, 13 grudnia 2009

Bathory – Octagon


Minęło czternaście lat odkąd Tomas Forsberg wydał ósmą płytę pod szyldem Bathory. Po kilku zmianach stylu, od black metalu, poprzez viking i death metal „Octagon” to hołd nienawiści w retro thrashu. Quorthon przelał całą swoją złość, wściekłość, żale i inne tego typu emocje w dźwięki tego albumu. Żółć wylewa się z każdego riffu, każdego kawałka. Taką agresje można usłyszeć w muzyce punkowej i hard corowej i pewnie przez to czuć trochę również klimaty tych stylów. Objawia się to oczywiście też w tekstach, frazy takie jak „I am not no more a sinner or saint than fucking all of you”, „I want to kill you and share with you my pain” - mówią wszystko.
Nienawiść słychać również w brzmieniu. Surowe, brudne, garażowe, rozcinające ciało, rzeźnickie do granic makabry. Jestem pewien, że większość z was właśnie przez to odrzuci ów krążek, gdyż zdaje sobie sprawę, że może ono być odebrane jako hałas pozbawiony słuchalności (mogłoby być lepsze, niestety jest tak, jak jest). Ale dla tych, którzy postarają wsłuchać się w całość, odkryją gniew w czystej postaci.
Najagresywniejsze momenty i te najbardziej poukładane, gdyż przecież w przypływie pasji nikt nie panuje nad sobą, to „Born To Die”, gdzie początek lekko płynie by po chwili zamienić się w jeden z bardziej zabójczych riffów, jakie tu usłyszycie. I tak tnie nas on przez cały utwór, aż chce się krzyczeć „jeszcze”. Podobnie jest z następnym o nazwie „Psychopath”. Riffy miażdżą tu swoją ciężkością i bezkompromisowością, prują do przodu, by zniszczyć wszystko po drodze. Trochę spokojniejszym jest „Century”, ale to nic, gdyż głowa sama kiwa się do jego rytmu. Za to „33 Something” niszczy wszystko, co tylko napotka na drodze, a Quorthon, choć jego wokal jest słaby na całej płycie, to tutaj wydziera Siudo granic swoich możliwości, prawie wypluwając gardło. W sumie to prawie każdy z jedenastu utworów jest taki sam, zero kompromisów, zajebiste thrash riffy i gniew. Odstaje tylko jeden „Deuce” gdyż jest to cover sławnej kapeli Kiss. Tutaj zagrany co najmniej poprawnie, ani źle, ani zaskakująco dobrze. Taka sobie ciekawostka.
„Octagon” jest dla każdego, kto chciałby rozładować trochę negatywnej energii, skierowanej do bzdurnego świata w którym żyjemy. Ale ci, co kochają Bathory za „Under the Sign of the Black Mark”, albo za „Twilight of the Gods” niech szerokim łukiem obchodzą tę płytę, raczej nie przypadnie im do gustu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz