poniedziałek, 31 maja 2010

Hey – Sic!


„Sic!” to szósty album polskiego zespołu Hey, który wyszedł w 2001 roku. Dla mnie to kolejny, który postanowiłem poznać i chyba ostatni, jaki przesłucham, gdyż po przestudiowaniu paru ich albumów nie znalazłem niczego na tyle wartościowego, bym sięgnął po kolejne. Faktem jednak jest, że „Sic!” jest najlepszą ich odsłoną, oczywiście tylko w moim mniemaniu…
Tym razem Szczecinianie zaoferowali nam trzynaście kompozycji, nieco odmiennych od tego, co czynili w przeszłości. Powodem tego była zmiana głównego kompozytora. Piotra Banacha zastąpił Paweł Krawczyk. On to wniósł do brzmienia Hey nieco orzeźwienia, sprawił, że stało się ono bardziej nowoczesne i nieco urozmaicone. Oczywiście jest to jak najbardziej plus tego wydawnictwa, ale istnieje też minus. Większość utworów i patentów, które Paweł Krawczyk skomponował ciągle mi coś przypominają. Sam Krawczyk zarzekał się, że jego jedyną inspiracją był wtedy zespół Coldplay, ale według mnie to nie wszystko. Materiał z „Sic!” naładowany jest rożnego rodzaju wpływami i przez to jest on nieco wtórny. Pytanie, po co słuchać czegoś polskiego, jeżeli już coś podobnego było nagrane w innych krajach, przez lepsze zespoły?
No ale do rzeczy... Początek albumu, czyli „Antiba” jest mocny i konkretny, poza tym Kasia w nim wydziera się aż miło. Nigdy wcześniej Hey nie był tak ciężki jak tutaj. Za to następny tytułowy numer „[Sic!] to już fatalna kompozycja, szczególnie przez tekst z refrenu: „Nie, nie, nie. Nie to nie. Mówię nie gdy myślę nie...”. Nie jest to chyba jeden z tych sławnych tekstów Nosowskiej? Oczywiście każdemu zdarza się napisać coś mniejszych lotów, nawet sławnej Kasi Nosowskiej. Za to w balladce „Prelud deszczowy” wszystko jest już tak, jak być powinno. Subtelna i czysta aranżacja plus bardzo obrazkowy tekst czyni ten numer jednym z ciekawszych na tym krążku.
Ciekawostką tego wydawnictwa jest cover zespołu Blondie - „Hanging on the telephone”. Nagrany poprawnie, tak jak pewnie zrobiłby to każdy. Ale tylko dlatego, że to dobry i skoczny numer, a przez to ciężki do spartolenia. Najciekawszą sztuką wśród tych trzynastu jest „Cudzoziemka w raju kobiet”. Świetne liryki, niesamowita ekspresja Kasi, szczególnie dzięki lekkiemu okrzykowi lub subtelnemu wyciu (jak tam kto woli), do tego piękna aranżacja sprawia, że wbija się on w pamięć.
Wiem, że fani tego typu grania oskórowaliby mnie za to, co zaraz napisze, ale wydaje mi się, że prawda sama się obroni. Niby to dobry album, ale to tylko lekka iluzja tego, że to wszystko muzycznie już gdzieś było. Przez to „Sic!” nie wnosi sobą nic nowego. Zanim więc oskarżycie mnie o herezję, zastanówcie się, czy jest on wart wznoszenia go na ołtarze... Wydaje mi się, że nie...

2 komentarze:

  1. Na ołtarze to może i nie ale Hay to dobry Zespoł A SIC! to dobry album. Jak na świat to może i nie są wybitni ale jak patrzę na polskie podwórko to nie ma im równych :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Może i masz racje... Ale jednak ja nie dam im forów tylko dlatego, że to polskie.

    OdpowiedzUsuń