wtorek, 24 listopada 2009

Fear My Thoughts – Isolation


„Isolation” zaczyna się od intra o takim samym tytule. Muzyczna kakofonia dźwięków z przesterowanym wokalem. Kolejno płynnie dźwięki poprzedniego przechodzą w „The Blind Walk Over The Edge”. Z niego atakuje mnie ściana typowego amerykańskiego grania, klasyfikującego się jako metalcore z odrobiną, okruszyną melodyjnego death metalu. Zdziwiłem się, gdy przeczytałem, że to niemiecki zespół. Metalcore opanowuje cały świat!
Fear My Thoughts powstał w 1998 roku i jest to szósta płyta w ich dorobku. Niestety, stronię od tego typu grania, więc nic dziwnego, że dopiero teraz usłyszałem ich wyczyny. „Isolation” nie ma w sobie nic nowego. Wszystko już gdzieś było. Także ciężkości jest tu za grosz, bo melodia opanowuje każdy ciekawy, agresywniejszy moment. A ja nie lubię półśrodków.
Serwowany materiał tego krążka jest na maksa skomercjalizowany, brzmi jak numetal, no a przecież można trochę bardziej ambitniej grać. Wystarczy przesłuchać „Bound And Weakened”, „Through The Eyes Of God” lub „Death Chamber” by zostać zasypany nowoczesnym brzmieniem, jakie możemy usłyszeć w różnego rodzaju mediach.
Numery takie jak „Pitch Black” lub „The Hunted” gdzie Martin Fischer w końcu się wydziera, mają w sobie lekki pazur. Ale to, co wyczynia wokalista nie jest za wspaniałe, no i pazur się chyba trochę przytępił.
Ciekawostką tej formacji jest polski w niej pierwiastek w osobie basisty, którym jest Bartosz Wojciechowski. Poza tym nie ma tu nic szczególnego dla starej daty metalowca, nawet dla tych, którzy rozszerzają swoje horyzonty. Polecam zająć się czymś innym, a ten album zostawić tam, gdzie jest… W nicości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz