wtorek, 20 kwietnia 2010

Yeah Yeah Yeahs - Fever to Tell


Zespoły takiego typu mają swoje korzenie w kapelach, które powstawały w latach 60-tych. Był to wtedy tzw. garage rock, do którego należały takie grupy jak: The Standells, The Seeds itd. To jednak nie wszystko, gdyż źródłem był też inny styl, a mianowicie protopunk. Głównymi ikonami tego gatunku były The Stooges, nieco późniejszy już zespół The Fuzztones i inne. Większość tych kapel charakteryzowała jedna cecha, ich nazwy zaczynały się od przedrostka „The”. Pod koniec lat 90-tych ruch ten zaczął ponownie odżywać. Powstały takie już gwiazdy jak The White Strpies czy też The Strokes, ale nie tylko. W Nowym Yorku dokładnie w 2000 roku powstała kolejna formacja, która zapragnęła cofnąć się trochę do korzeni „garażowego grania”.
Yeah Yeah Yeahs liczy sobie trzech członków, są nimi wokalistka i pianistka Karen Orzołek (znana jako Karen O), gitarzysta i keyboardzista Nick Zinner oraz perkusista Brian Chase. Swój pierwszy długograj wydali trzy lata po powstaniu czyli w 2003 roku i nadali mu nazwę „Fever to Tell”. Jedenaście kompozycji, które znalazły się na tym wydawnictwie zamknęły się w niecałych czterdziestu minutach. Stylistycznie, oprócz tego, co napisałem wyżej, ich muzyka kręci się jeszcze wokół alternatywnego rocka i art punka
Brzmienie całości jest brudne, stylizowane na punkowe produkcje. To samo tyczy się wokalu. Tylko w niektórych momentach możemy usłyszeć prawdziwą, czystą barwę Karen O. Przykładem takiego utworu jest jedyna inna piosenka na całym krążku - „Maps”. Jednocześnie jest to najbardziej alternatywno-rockowa kompozycja w całym zamieszczonym tu materiale. Czytelna, świeża, z ciekawą melodią chwytająca słuchacza.
Cała reszta to już art punkowe łojenie, gdzie ciężko znaleźć coś naprawdę godnego uwagi. Ale jeżeli już miałbym coś wymienić, to może byłby to „Cold Light” i może jeszcze „Y Control”, ale to tylko przez to, że są bardziej wyraziste od pozostałych.
Ciekawostką muzyki Yeah Yeah Yeahs jest brak gitary basowej. Za to mamy tu klawisze, które wprowadzają słuchacza w lekko psychodeliczno-dyskotekowy klimat.
Ale co z tego? Płyta ta jest i pozostanie już na zawsze cholernie słabą. Nie rozumiem sławy, jaka się roztacza wokół tej formacji. Ale oni przecież są ze Stanów, tam sprzedać można wszystko. Nawet coś takiego jak „Fever to Tel”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz